niedziela, 6 października 2019

1. Drobne




        Gdyby zapytać przeciętnego człowieka, spotkanego na ulicy, jakie jest jego skojarzenie ze słowem "rodzina", pewnie nie zastanawiałby się długo. Ciepło, miłość, zrozumienie - myślę, że to byłyby by najczęściej padające odpowiedzi. Ktoś by dodał, że z rodziną kojarzy mu się zapach ciepłej jeszcze szarlotki, a ktoś inny wspomniałby o śmiechu, tak bardzo powiązanemu ze szczęśliwymi chwilami w domu. Dla zdecydowanej większości ludzi rodzina = ciepło i bezpieczeństwo. Niestety większość, to nie wszyscy. 
To nie był ładny dzień, tylko jeden z wielu naprawdę brzydkich dni. Grzmiało, a ulewa szybko przerodziła się w kolejne gradobicie. Dla wiejskich rodzin oznaczało to , niszczone plony i brak dochodu na utrzymanie się do następnej pory zbiorów, o ile pogoda okaże się łaskawsza i pozwoli nasionom na zmienienie się w pełne rośliny.
Rodzina dwudziestojednoletniej Sakury Haruno, od pokoleń mieszkała w niewielkim domu, stojącym na froncie równie niewielkiego gospodarstwa, za którym ciągnęły się wielkie pola. To właśnie ze względu na te pola, młodzi państwo Haruno, bardzo pragnęli mieć syna. Byli szczęśliwi, zakochani i pełni wiary w piękne i długie życie pełne rumianych wnuków. Nie było więc nic dziwnego w tym, że równo dziewięć miesięcy po ślubie na świat przyszło ich pierwsze dziecko. Syn! Chłopiec jak malowany. Malec bardzo dobrze się rozwijał, a kiedy podrósł na tyle, by nie zrobić sobie krzywdy, bardzo ochoczo zaczął pomagać rodzicom, ile tylko mógł. Ogólne szczęście i miłość zapanowały na dobre, i  młodzi rodzice postanowili przypieczętować je drugim dzieckiem. Na świat przyszła mała Sakura. Dziewczynka dorastała razem z bratem, rozwijała się zatrważająco szybko, a uśmiechu z jej twarzy nie można było zmyć.
Sakura, ku radości rodziców, którzy stwierdzili, że sam bóg nad nimi czuwa, okazała się mieć jeszcze jedną zdolność, której zwyczajny człowiek nie byłby w stanie się nauczyć. Leczyła. Skaleczony palec mamy, który rozcięła podczas robienia sałatki, rozcięte czoło brata, które bardzo krwawiło, po tym jak grając z kolegami w piłkę, został kopnięty korkiem w głowę, czy małego kociaka, którego jakiś większy zwierzak strasznie potraktował. Cudowne dziecko z darem od boga. Każdy ma jednak swoje ograniczenia.
Tego koszmarnego dnia, który zmienił wszystko, Sakura miała dwanaście lat. Siedziała na ganku, obłożona kocami i czytała książkę w świetle lampy, przymocowanej do elewacji domu. Jej mama i brat właśnie wracali z miasta, kiedy rozpętała się burza. Nim doszli do domu, zaczęło potwornie wiać. I to wszystko właśnie przez ten wiatr. Bo kiedy Pani Haruno z synem weszli na teren własnego podwórka, zawiało na tyle silnie, że jedna z większych gałęzi drzewa odłamała się i spadła na druty elektryczne, zrywając je za jednym zamachem. Sakura, która na polecenie ojca właśnie miała wchodzić do domu, patrzyła przerażona, jak oszalały, strzelający bielą kabel, wije się w powietrzu niczym agresywny wąż, a potem uderza jej matkę. Byli mokrzy od deszczu i trzymali się za ręce. Zginęli, nim dziewczynka zdążyła zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje. Krzycząc podbiegła do leżących na ziemi nieruchomo członków swojej rodziny, a zapach spalonego ludzkiego mięsa sprawił, że ze łzami w oczach, dławiąc się krzykiem, zwymiotowała, nim ich dopadła. Zielone światło sączyło się z jej małych dłoni z pełną mocą, a ojciec krzyczał, by ich ratowała. Śmierć jednak już dawno wzięła, co miała wziąć i odeszła, Sakura nie mogła sobie z nią poradzić, nawet gdyby chciała.
Od tamtej pory zmieniło się wszystko, ojciec nie potrafił Sakurze wybaczyć. W jego mniemaniu to ona była winna śmierci swojej matki i brata, jej dar przestał być darem boga- był przekleństwem samego szatana. Sakura bardzo szybko przekonała się w jaki sposób ojciec, owego szatana postanowił z niej wypędzić i nie było to nic przyjemnego. Życie, które nastało, zmieniło się dla niej w koszmar trudny do wyobrażenia i właśnie dlatego, kiedy grad ustąpił  ulewie, a ojciec  sięgną po flaszkę, zabrała spakowany wcześniej plecak i wyślizgnęła się z domu tylnymi drzwiami, mając w pamięci koszmarne obrazy mijającego właśnie dnia.


*

Autobus, który zajechał wreszcie na przystanek, był tak stary, że dziewczyna wsiadła do niego z pewnym ociąganiem i skrytym przekonaniem, o kraksie na pierwszym zakręcie. Siedzący za kierownicą stary mężczyzna, w grubych okrągłych okularach spojrzał na nią z wyraźną niecierpliwością.
- No ? Dokąd jedzie ?
Sakura nie wiedziała, dokąd jedzie, wiedziała za to, że chce, żeby to było daleko. Spojrzała na rozkład jazdy, zaznaczony na mapie tuż za kierowcą i podjęła decyzję.
- Do Konohy - wymamrotała - jeżeli można. 
-  Oczywiście, że można - starzec posłał jej kolejne lekko zirytowane spojrzenie, po czym zreflektował się dodając - jak zapłaci. 
Drżącymi dłońmi Sakura wygrzebała portfel z plecaka i odliczyła wyrecytowaną przez starca kwotę, odebrała bilet i ruszyła na koniec autobusu. Tam usiadła przy oknie, gdzie spędziła pięć godzin jazdy, dzielące ją od wolności. Jednak dopiero kiedy skrzypiący i stukający autobus, minął granicę z nazwą wioski, dziewczyna naprawdę się odprężyła, a ciężar tkwiący na jej ramionach zmalał troszeczkę. Otworzyła wciąż trzymany w dłoni portfel i spojrzała na dwa zdjęcia, wsunięte za przezroczystą przegródkę. Mama i brat uśmiechali się do niej,  ich uśmiechy zdawały się mówić "Jesteśmy z ciebie dumni!". Zawsze, gdy się bała, patrzyła na nich i wyobrażała sobie, że tak właśnie by powiedzieli. Za dawnych czasów mama, widząc jej smutną minę, przynosiła kakao, a Reiko przychodził i pytał z poważną miną, kto śmiał sprawić, że jego siostrzyczka jej smutna. Potem mówił o spuszczaniu łomotu, a mama śmiała się, kładła mu rękę na ramieniu, powtarzając, jakim jest świetnym starszym bratem. I był. A ona nie mogła zrobić nic, żeby nie odszedł.
Zamknęła portfelik i wrzuciła go do plecaka, zamykając starannie suwak, potem przełożyła nogi przez uszy plecaka, zabezpieczając się przed ewentualną kradzieżą podczas drzemki i postawiła go na podłodze. Co prawda pieniądze, które w ukryciu odkładała przez ostatnie cztery lata, miała pochowane również w skarpetce, wewnętrznej kieszeni kurtki i pod poduszeczką stanika, ale przezorny zawsze ubezpieczona, a ona nie wiedziała jak szybko znajdzie zatrudnienie. Wolała więc dmuchać na zimne, szczególnie że zmęczona nerwami, usnęła naprawdę szybko. 


**


- Te panna! Koniec jazdy!
Stary kierowca tak głośno wydarł się Sakurze do ucha, że dziewczyna, budząc się, przedzwoniła głową w szybę. Masując czoło, wstała, zarzuciła plecak na ramię i wysiadła z gnijącej puszki, żegnając się z kierowcą na odchodne. Co prawda staruch wyglądał, jakby połknął niestrawną żabę, ale Sakura postanowiła się nie przejmować, była w końcu kulturalną osobą i braku odpowiedzi ani głupiej miny mężczyzny, nie miała zamiaru brać do siebie. Dziarskim krokiem przeszła przez zajezdnię, kierując się do wielkiej tablicy z rozkładem miasta i przystanków autobusów miejskich. Stanęła przed nią, próbując cokolwiek rozczytać z zamokłego papieru, kiedy ktoś ją trącił.
- Sorki mała! - rzuciła od niechcenia wysoka dziewczyna, opierając się o korkową powierzchnię.
Sakura patrzyła przez chwilę jak tamta wsuwa sobie papierosa od ust i oklepuje kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki. Wiedziała jednak, jak nieładnie jest się komuś tak bezczelnie przyglądać, więc szybko odwróciła wzrok i zaczęła szukać dzielnicy, w której jak wiedziała, jest najwięcej mieszkań do wynajęcia.  Zanim przyjechała do obcego miasta, dużo się o nim naczytała w internecie, kiedy udało jej się raz na jakiś czas, wyrwać po szkole do biblioteki.
- Ej, mała! - nieznajoma delikatnie klepnęła Sakurę w ramię, wyrywając ją ze świata myśli- Masz może ognia?
- Nie, niestety. Nie palę. - Sakura pokręciła głową. - Ale po drodze mijałam kiosk, na pewno mają tam zapalniczki.
Dziewczyna zacmokała, obracając w palcach papierosa i jeszcze raz poklepała się po kieszeniach skórzanej kurtki, robiąc przy tym skwaszoną minę.
- Nic mi po nim, nie mam drobnych. - mruknęła.
- Ale ja mam! - Sakura uśmiechnęła się przyjaźnie - Chcesz ? Mogę ci dać, zapalniczka na pewno nie jest droga!
Nie zwracając uwagi na okrągłe ze zdziwienia oczy nieznajomej, Sakura wygrzebała z plecaka portfel i wyciągnęła kilka monet, które wcisnęła dziewczynie w dłoń.
- Urwałaś się z psychiatryka?
- Co? Nie! - Sakura nie spodziewała się takiego pytania.
- Masz bogatych starych ?
- Przepraszam, chyba nie rozumiem.
- Nie mała, to ja nie rozumiem- dziewczyna roześmiała się perliście i Sakura doszła do wniosku, że nigdy nie słyszała tak pięknego śmiechu - odwaliłaś jakąś straszną kitę i ksiądz w ramach pokuty kazał ci rozdawać kasę?
- Nie, nie. Przecież to tylko drobna kwota. - Sakura pomachała przed sobą dłońmi- Nic wielkiego.
- Skąd ty się urwałaś, mały aniołku w tym smutnym świecie ? - szerokie uśmiech rozjaśnił twarz nieznajomej palaczki, wyciągnęła dłoń i poczochrała Sakurze włosy. Na palcach miała sporo pierścionków, a na nadgarstku szerokie czarne bransoletki. 
- Zaraz tu będzie mój facet, na bank ma drobne -ruszyła w stronę kiosku -poczekaj chwilę, to oddam ci kasę.
I faktycznie, po chwili obok starej tablicy z planem miasta zaparkował czarny, trochę poobijany samochód, prowadzony przez wysokiego, postawnego rudzielca. Dziewczyna podeszła do niego, rozglądając się w koło, jednak Sakury już nie było w zasięgu jej wzroku.
- Konan ! Stało się coś?! Wsiadaj! - krzyknął z samochodu rudzielec, wychylając się, by otworzyć drzwi od strony pasażera.
Konan wsiadła do auta z lekkim uśmiechem, wciąż błądzącym po ustach. Ludzie często ją zaskakiwali, ale rzadko w miły sposób.
- Jedziemy? - Pein patrzył na nią podejrzliwie.
- Jasne.
Samochód ruszył.




Photo